20 października, 2006

Nowe tłumaczenie Pieśni nad pieśniami, kolejny fragment:

CHÓR

Czym jest to, co się z pustyni wyłania
skroś słupy dymu? Mirry i kadzidła
woń czuć zamorską — śród kopyt kląskania
jakowyś orszak, jakoweś nosidła —
a to lektyka, och! Salomonowa!
Z hufem najtęższych wojów Izraela,
a każden sprawny w bitewnym rzemiośle —
mieczem siec umie, z łuku celnie strzela,
czoła nie schyla, nosi się wyniośle —
wszelki zbir przed nim łeb w ramiona chowa...

Palankin z cedru niosą libańskiego,
z czystego srebra wykute podnóże,
oparcia — złote, baldachim w purpurze,
wnętrze głuszone gładzonym hebanem
jeruzalemskich dziewek wyściełane
miłością...
Wyjdźcie, popatrzcie na niego,
na Salomona; w wieńcu, jak w koronie —
matka mu sama kładła go na skronie —
jak się raduje w dzień swego wesela...


ON:
Jakżeś dorodna, jaka ty urocza,
twój wdzięk świat cały pięknością obdziela —
dwie gołębice widzę w twoich oczach
skryte za lnianą nad czołem zasłonę,
włosy jak stado kóz, co w skok, bez ładu,
z Góry Świadectwa zbiega — Gileadu,
a twoje zęby to równo strzyżone
owce, gdy z nagła wypryskują z wody
jak hodowane parami bliźnięta —
żadnej niezdarność nóg w biegu nie pęta,
ni zawiść twojej nie przyćmi urody.
Wargi twe — wstążka barwy karmazynu,
a mowa wdzięczna, skroń jak rozkrojone
jabłko granatu; nic to, żeś ty z gminu —
szlachetna szyja twa, alabastrowa,
jak ta warowna wieża Dawidowa
już w czas budowy zmieniona w zbrojownię —
tysiąc tarcz na niej zawisło wymownie...

Piersi — z natury niesforne jagnięta
śród białych lilii — tyś mi w-miłość-wzięta...
Póki nie skona południowa spieka
nie znikną cienie jak górskie mamidła,
pójdę po mirrę, nazbieram kadzidła,
boś urodziwa — bliska, czy daleka,
gasisz bo w sobie najznikomszą skazę.

Przybądź z Libanu, pójdziemy stąd razem,
patrzeć na szczyty Seniry, Amany,
Hermonu, z jaskiń lwich i gór lamparcich.

Ach, ileż w parze bylibysmy warci!

Rzuciłaś na mnie czar, siostro dziewczyno —
włoskiem na karczku, iskiereczką w oku,
miłość twa słodsza nad najsłodsze wino,
a miód warg twoich to brat rajskich soków —
suknie twe pachną nektarem Libanu...

Jesteś jak w sadzie strzeżonym krynica
śród aloesu, nardu i szafranu,
pachnącej trzciny, cynamonu, henny,
gaju granatów — tyś balsam bezcenny,
źródło przejrzyste życiodajnej wody
z odbiciem twojej w nim bujnej urody —
miłości mojej żywica.

Brak komentarzy: