19 listopada, 2006

Anna Kamieńska o aniołach...

Są anioły naprawdę są anioły
ubrane w marynarki w niezbyt modne suknie
siedzą u stołu piją piwo gwarzą
ziewają późno kładą się do łóżka
a w szafie wtedy białe odpoczywa skrzydło
nie brzydzą się umarłych, ich potu i znoju
bo ciężko jest umierać jak pług ciągnąć wiosną
w białym kitlu lekarza chylą się nad chorym
i starym mówią trudno trzeba przyjąć wszystko
w aureolach łysiny w warkoczach siwizny
czasem udają księdza który w samotności płacze
z czołem o stół opartym
słowem poety niespodziewanie krzykną
głos ich wysoki z symfonii się przedrze
i umierają młodo za tych co nie chcą umierać
albo znikają nagle chirurgom spod noża
anestezjolog biegnie wola podwiązywać żyły
a one już daleko a one już w niebie
i tylko obłok szumi tylko obłok szumi
są anioły naprawdę są anioły
celną myśl każdą łowią inteligencji wędziskiem
i z pełnych wiader prawdy chlustają na szczęście
pieką ciasto gotują rybę w białym winie
nie gardzą dobrym żartem
białka ich od śmiechu świecą
i nie wiadomo czy w pojeździe księżycowym
cichcem w kosmiczny skafander nie wciśnie się który
mają łydki zbyt mocne jak u flamandzkich płócien
są cielesne jak płowe u strumienia woły
lecz jest w nich żywioł gwałtownie życzliwy
przyjazny wiew pośpiechu wzdyma im odzienie
one cierpliwie w poczekalni u dentysty
siadają w pustym krześle i wchodzą ostatnie
i długa długa cisza za nimi się smuży
poznać je można po tym właśnie są anioły

Brak komentarzy: