28 stycznia, 2007



When a person enters the world, his hands are clenched as if to say:
The whole world is mine. I shall inherit it.
When he takes leave of it, his hands are spread open as if to say:
I have inherited nothing from the world.

(Rabbi Meir)

26 stycznia, 2007













"Twoje ręce" Małgorzata Hillar


Twoje ręce

bezpieczna kryjówka
dla mojej głowy
schronisko przed ciemnością

rozścialające
ciepłą pościel
podające dzban z gorącym mlekiem pożądania

Twoje ręce pełne żaru
przynoszące słońce żółtą dynię
w nich
dojrzewają winogrona moich piersi

Twoje ręce
ciepłe gniazdo dla zmarzniętych stóp
lampa
czuwająca w nocy
złota miska
czułości
im powolne moje ciało

Twoje ręce
przeprowadzające przez głęboki rów
który oddziela noc
od dnia
ściągające z krawędzi samotności
przywracające zmysł
równowagi
budujące wysoką wieżę
cierpliwości
niweczące każdą pustynię zobojętnienia

Twoje ręce młot do ścian których nie mogę przebić głową
nóż do ślepego kartofla mojej wyobraźni

Twoje ręce
zdolne do wszystkiego gotowe na wszystko

Twoje ręce
uległe moim rękom

25 stycznia, 2007













"Na morskich wybrzeżach" Rabindranath Tagore

Na wybrzeżach bezkresnych światów spotykają się dzieci.

Nieskończone niebo trwa bez ruchu nad głową, a nie znająca spoczynku woda wciąż się burzy. Na morskich wybrzeżach światów dzieci spotykają się, krzycząc i tańcząc.

Wznoszą z piasku swoje budowle i bawią się pustymi muszlami. Z opadłymi liści robią łódeczki i ze śmiechem puszczają je na ogromną topiel. Dzieci bawią się na wybrzeżach światów.

Nie umieją pływać, nie umieją zarzucać sieci. Poławiacze nurkują po perły, kupcy płyną na swych żaglowcach, a dzieci zbierają kamyczki i znowu j rozrzucają. Nie szukają ukrytych skarbów, nie umieją zarzucać sieci.

Morze wzbiera ze śmiechem i połyskuje blady uśmiech plaży. Śmiercionośne fale śpiewają dzieciom niezrozumiałe ballady, całkiem jak matka, kołysząca w hamaku niemowlę. Morze bawi się z dziećmi i połyskuje blady uśmiech plaży.

Na wybrzeżach bezkresnych światów spotykają się dzieci. Burza błądzi w bezdrożach nieba, okręty giną w bezdrożach wód, śmierć krąży, a dzieci się bawią. Na wybrzeżach bezkresnych światów odbywa się wielkie spotkanie dzieci.

22 stycznia, 2007

"Mam kota" Maria Peszek

Mam kota
Na gorącym dachu mojej głowy
On czuwa
Nad smakiem i kolorem
Moich nocnych spraw
Chociaż ciemno
On w środku się żarzy
W mroku błyszczy
Ja mruczę i marzę, że
Mam psa na niebie
Wyprowadzam go na spacer wśród gwiazd
Bez smyczy
Bez kagańca hula
Wśród niebieskich traw
Chociaż ciemno
On w środku się żarzy
W mroku błyszczy
Ja gwiżdżę i marzę, że
Mam kota
Na gorącym dachu mojej głowy
On czuwa
Nad smakiem i kolorem
Moich nocnych spraw
Chociaż ciemno
Ja w środku się żarzę
Świecę mrokiem
I tęsknie za smokiem
Tęsknie za smokiem
Tęsknie za smokiem
Tęsknie za smokiem

19 stycznia, 2007

Czy wiecie, jak wyglądają elfy?
Ja z całą pewnością wiem jak elfy nie wyglądają.
A więc elfy nie wyglądają tak (bo co to za pomysł, żeby były starannie ufryzowanymi blondynami):












Elfy nie wyglądają też tak (bo nikt normalny nie będzie zapierdalał po lesie w takiej ilości żelastwa):









Nie jest także możliwe, żeby elfy wyglądały tak (wyobrażam sobie te powiewne szatki zaczepione o gałęzie i ogarnia mnie chichot):
















Elfy nie mogą też wyglądać jak aktorki porno:















Ani jak Blaszany Dzwoneczek:









Elfy powinny być bardzo mocno związane z przyrodą, bardzo cielesne, bardzo pociągające i bardzo nieporządkowane. Trochę jak celtyckie bóstwa, trochę jak satyrowie, trochę jak leśne zwierzęta. Mogą się tatuować i uwodzić dziewice, ale nie sądzę żeby przeglądały się w lusterkach i prowadzały smoki na łańcuszkach:

17 stycznia, 2007

Na zakręcie (Agnieszka Osiecka)

Dobrze się pan czuje?
To świetnie,
właśnie widzę - jasny wzrok, równy krok
jak w marszu.

A ja jestem, proszę pana, na zakręcie.
Moje prawo to jest pańskie lewo.
Pan widzi: krzesło, ławkę, stół,
a ja - rozdarte drzewo.
Bo ja jestem, proszę pana, na zakręcie.
Ode mnie widać niebo pokrzywione.
Pan dzieli każdą zimę, każdy świt na pół.
Pan kocha swoją żonę.

Pora wracać, bo papieros gaśnie.
Niedługo, proszę pana, będzie rano.
Żona czeka, pewnie wcale dziś nie zaśnie.
A robotnicy wstaną.

A ja jestem, proszę pana, na zakręcie.
Migają światła rozmaitych możliwości.
Pan mówi: basta, pauza, pat.
I pan mi nie zazdrości.

Lepiej chodźmy, bo papieros gaśnie.
Niedługo, pan to czuje, będzie rano.
Ona czeka, wcale dziś nie zaśnie.
A robotnicy wstaną.

A ja jestem, proszę pana. na zakręcie.
Choć gdybym chciała - bym się urządziła.
Już widzę: pieska, bieska, stół.
Wystarczy, żebym była miła.

Pan był także, proszę pana, na zakręcie.
Dziś pan dostrzega, proszę pana, te realia.
I pan haruje, proszę pana, jak ten wół.
A moje życie się kolebie niczym balia.

Pora wracać, już śpiewają zięby.
Niedługo, proszę pana, będzie rano.
Iść do domu, przetrzeć oczy, umyć zęby.
Nim robotnicy wstaną.

16 stycznia, 2007

Poezja perska, tłumaczenie Krystyny Skarżyńskiej...

Idź do tego, kogo kochasz, słów nie słuchaj zawistnika.
Miłujący wie, co czyni i zawiści słów unika.
We śnie zobaczyłam ciebie, łoże dzielącego ze mną
I z twych ust scałowywałam chłód najsłodszy nocą ciemną.
Wszystko to jest prawdą czystą, chcę by obraz ten się ziścił.
Dopnę tego, nie zważając na niegodny głos zawiści.
Wszak obrazu piękniejszego nie stworzyły moce boże
Nad kochanków dwojga widok, których jedno tuli łoże.
W swych objęciach spoczywają, kiedy rozkosz ich osłoni,
A ich głowy się wspierają na ramieniu i na dłoni.
Kiedy serca połączone miłowaniem trwają razem,
Ludzie kują zimne ostrze, aby ranić ich żelazem.
Jeśli dla serc kochających tylko słowa masz nagany,
Czym ukoić zdołasz boleść, czym zagoisz serca rany?
Jeśli by choć jeden tylko dał ci czyste miłowanie,
Żyj z nim jednym, niech twe serce tylko przy nim pozostanie.

14 stycznia, 2007

"Objazdowe nieme kino" Perfect

Nie pytaj mnie, wiem tyle co i ty
Poganiam dzień i nie śni mi się nic
Już siebie znam, znam z bliska słowo lęk
Wiem, że ja sam chcę dać oszukać się

Piekący ból rozwierca każdą myśl
Ja będę zdrów z pewnością lecz nie dziś
Skurczony świat, nie większy niż ta pięść
Na piersiach siadł i oddech mi się rwie

Zamykam strach na niewidzialny klucz
I moja twarz jest niewidzialna już
Gdy wchodzę w tłum, pułapka szczerzy kły
I z ust do ust nie frunie żaden krzyk

Śmiertelny mur skutecznie dzieli nas
Ja mam swój mózg, ty też swój rozum masz
Nie pytaj mnie, wiem tyle co i ty
Poganiam dzień i nie śni mi się nic

Zostańmy tak, ja tutaj a ty tam
Tak długo jak to nieme kino trwa
Nie proście nas by wam do tańca grać
Już czas, już czas myć zęby i iść spać

08 stycznia, 2007

Król Elfów... albo też Olch, jak kto woli (Johann Wolfgang Goethe, w rewelacyjnym przekładzie Szymborskiej)

Noc padła na las, las w mroku spał,
Ktoś nocą lasem na koniu gnał.
Tętniło echo wśród olch i brzóz,
Gdy ojciec syna do domu wiózł.

- Cóż tobie, synku, że w las patrzysz tak?
Tam ojcze, on, król olch, daje znak,
Ma płaszcz, koronę i biały tren.
- To mgła, mój synku, albo sen.

"Pójdź chłopcze w las, w ten głuchy las!
Wesoło będzie płynąć czas.
Przedziwne czary roztoczę w krąg,
Złotolitą chustkę dam ci do rąk".

- Czy słyszysz, mój ojcze, ten głos w gęstwinie drzew?
To król mnie wabi, to jego śpiew.
- To wiatr, mój synku, to wiatru głos,
Szeleści olcha i szumi wrzos.

"Gdy wejdziesz, chłopcze w ten głuchy las,
Ujrzysz me córki przy blasku gwiazd.
Moje córki nucąc pląsają na mchu,
A każda z mych córek piękniejsza od snu".

- Czy widzisz, mój ojcze, tam tańczą wśród drzew
Srebrne królewny, czy słyszysz ich śpiew?
- O, synku mój, to księżyc tak lśni,
To księżyc tańczy wśród czarnych pni.

"Pójdź do mnie, mój chłopcze, w głęboki las!
Ach, strzeż się, bo wołam już ostatni raz!"
- Czy widzisz, mój ojcze, król zbliża się tu,
Już w oczach mi ciemno i brak mi tchu. -

Więc ojciec syna w ramionach swych skrył
I konia ostrogą popędził co sił.
Nie wiedział, że syn skonał mu już
W tym głuchym lesie wśród olch i brzóz.

02 stycznia, 2007

"Portret kobiecy" Wisława Szymborska


Musi być do wyboru

Zmieniać się, żeby nic się nie zmieniło

To łatwe, niemożliwe, trudne, warte próby.

Oczy ma, jeśli trzeba, raz modre, raz szare,

czarne, wesołe, bez powodu pełne łez.

Śpi z nim jak pierwsza z brzegu, jedyna na świecie.

Urodzi mu czworo dzieci, żadnych dzieci, jedno.

Naiwna, ale najlepiej doradzi.

Słaba, ale udźwignie.

Nie ma głowy na karku, to będzie ją miała.

Czyta Jaspersa i pisma kobiece.

Nie wie po co ta śrubka i zbuduje most.

Młoda, jak zwykle młoda, ciągle jeszcze młoda.

Trzyma w rękach wróbelka ze złamanym skrzydełkiem,

własne pieniądze na podróż daleką i długą,

tasak do mięsa, kompres i kieliszek czystej.

Dokąd tak biegnie, czy nie jest zmęczona.

Ależ nie, tylko trochę, bardzo, nie szkodzi.

Albo go kocha, albo się uparła.

Na dobre, na niedobre i na litość boską.