28 grudnia, 2006

"Jedynie dzięki zabiegom kulinarnym zmiękczone i przemienione mięso przybiera postać nadającą się do przeżuwania i trawienia, i wyłącznie dzięki temu widok krwawych soków i przeraźliwa barwa nie wzbudzają w nas odrazy i wstrętu nie do zniesienia. Niech zwolennik jedzenia mięsa podda sam siebie rozstrzygającemu eksperymentowi co do własnej odporności i, jak doradzał Plutarch, niech rozszarpie żywe jagnię własnymi zębami i zanurzy głowę w jego wnętrznościach, gasząc swoje pragnienie żywą krwią; i niech zaraz po tym przeraźliwym doświadczeniu powróci do tych przemożnych naturalnych instynktów i niech powie: "To natura mnie do tego przysposobiła". Wtedy i tylko wtedy będzie on w zgodzie sam ze sobą."
(Percy Shelley)

27 grudnia, 2006

"Od dziecka czytałam każdą napotkaną książkę.
Wyobrażałam sobie długie podróże, dalekie kraje i miasta.
Marzyłam, żeby zostać kapitanem statku przemierzającego oceany.

Marzyłam zawsze o znalezieniu skarbu."
(Raisa Gorbaczowa)

Czytam te słowa raz po raz, i dziwię się, jak bardzo do mnie pasują.
Moja wyobraźnia- magiczne ognisko, które żywi się słowem pisanym.
Moja wyobraźnia- tworzy barwne, pachnące, tętniące dźwiękiem obrazy.

25 grudnia, 2006

Przekaz z roku 1854 pozostawiony przez wodza Indian Seattle

Każda połać tej ziemi jest dla mojego narodu święta, każda błyszcząca igła jodły, każdy piaszczysty brzeg, każda mgła w ciemnych lasach, każdy błyszczący owad - wszystko to jest święte; w myślach i praktyce mojego narodu. Sok płynący w drzewach nosi w sobie wspomnienie Czerwonego Człowieka.

Umarli Białych zapominają kraj swego urodzenia, gdy odchodzą, aby wędrować wśród gwiazd. Nasi umarli nie zapomną nigdy tej cudownej ziemi, bo ona jest Czerwonemu Człowiekowi Matką. My jesteśmy cząstką ziemi i ona jest cząstką nas.

Pachnące kwiaty to nasze siostry; sarna, koń, wielki orzeł - to nasi bracia. Skaliste góry, soczyste łąki, ciepło ciała kucyka - i człowiek - wszystko to należy do jednej rodziny.

Jeżeli przeto Wielki Wódz z Waszyngtonu podaje nam do wiadomości, że chce kupić nasz kraj, to żąda od nas wiele. Wielki Wódz w Waszyngtonie zawiadomił nas też, że ofiaruje nam miejsce, gdzie będziemy mogli żyć spokojnie wśród swoich. On będzie naszym ojcem, a my jego dziećmi.

Przemyślimy więc wasza propozycję sprzedania naszego kraju. Nie będzie to jednak łatwe, bo przecież ten kraj jest dla nas święty.

Błyszcząca woda, co goni w strumieniach i rzekach, jest nie tylko wodą - ale także krwią naszych przodków. Jeżeli sprzedamy wam ten kraj, musicie wiedzieć, że jest on święty i uczyć wasze dzieci, że każdy duch odbijający się w czystych wodach jezior opowiada o wydarzeniach i tradycjach naszego narodu. Szmer wody jest głosem naszych praojców.

Rzeki są naszymi braćmi; to one gaszą nasze pragnienie, dźwigają nasze łodzie i żywią nasze dzieci. Jeżeli sprzedamy nasz kraj, to musicie o tym pamiętać i uczyć wasze dzieci: rzeki są naszymi braćmi - i waszymi - i odtąd musicie je szanować tak samo, jak każdego innego brata.

Czerwony Człowiek wycofuje się nieustannie przed nacierającym Białym Człowiekiem - jak ustępuje wczesna mgła w górach przed porannym słońcem. Ale popiół naszych jest święty, ich groby są ziemią uświęconą - i tak dla nas uświęcone są te pagórki, te drzewa, ta część naszej ziemi. Wiemy, że Biały Człowiek nie rozumie naszego sposobu bycia. Dla niego jedna część kraju nie różni się niczym od drugiej, bo Biały Człowiek jest obcy; przychodzi nocą i wydziera ziemi, co tylko potrzebuje. Ziemia nie jest jego bratem lecz wrogiem, a zdobywszy ja kroczy wciąż dalej i dalej. Zostawia groby swoich ojców i nie troszczy się o nie. Ziemię odbiera dzieciom i nie troszczy się o nie. Zapomniane zostały groby jego ojców i prawa rodzinne jego dzieci. Swoja matkę-ziemię i swego brata-niebo traktuje jak rzeczy do kupowania i plądrowania, do sprzedawania niczym owce albo świecące perły. Jego nienasycenie pochłonie ziemie, zostawiając wszędzie tylko pustynie.

Nasz sposób życia jest inny niż wasz. Wygląd waszych miast zadaje ból oczom Czerwonego Człowieka. Być może dlatego, że Czerwony Człowiek jest dzikusem i niewiele rozumie. W miastach Białych brakuje ciszy. Nie ma takiego miejsca gdzie można by słuchać jak rozwijają się liście wiosną, jak brzęczą owady. Ale może to tylko dlatego, że jestem dziki i nie potrafię tego wszystkiego zrozumieć. Miejski łoskot jest zniewaga dla uszu. Co to za życie, gdy nie można usłyszeć wołania samotnego lelka albo nocnego kumkania żab w stawie ? Jestem Czerwonym Człowiekiem i nie rozumiem tego. Indianin kocha łagodny szmer wiatru przelatującego nad stawem, kocha zapach wiatru oczyszczonego południowym deszczem, albo wiatru ciężkiego od sosnowej woni. Powietrze jest czymś drogocennym dla Czerwonego Człowieka - bo wszystkie rzeczy podzielają ten sam oddech: zwierzę, drzewo, człowiek - wszystkie podzielają ten sam oddech. Biały Człowiek zdaje się nie zauważać powietrza, którym oddycha; nieczuły na wszelkie smrody, jest jak konający tygodniami. Ale jeśli sprzedamy wam nasz kraj, nie możecie zapominać, że powietrze jest dla nas czymś drogocennym, że powietrze rozdziela swojego ducha na wszelkie życie, które w sobie zawiera. Wiatr dawał naszym ojcom pierwszy oddech i przyjmował ich tchnienie ostatnie. I wiatr musi także naszym dzieciom dawać ducha życia. I jeżeli sprzedamy wam nasz kraj, to musicie go uważać za szczególny i uświęcony, za miejsce, gdzie nawet Biały Człowiek odczuwa, jak słodko pachnie wiatr od kwiatów na łące.

Żądanie kupna naszego kraju przemyślimy i jeżeli zdecydujemy się je przyjąć, to tylko pod jednym warunkiem. Biały Człowiek musi obchodzić się ze zwierzętami jak ze swoimi braćmi.

Jestem dzikusem i nie pojmuję tego inaczej. Widziałem tysiące gnijących bawołów, zostawionych przez Białego Człowieka, a zabitych z przejeżdżającego pociągu. Jestem dzikusem i nie mogę zrozumieć, jak kopcący żelazny koń może być ważniejszy od bawołu, którego my zabijamy tylko dla zachowania naszego świata. Czymże jest człowiek bez zwierząt ? Gdyby odeszły wszystkie zwierzęta, sczezłby człowiek w wielkiej samotności ducha. Co przydarzy się zwierzętom - wkrótce przydarzy się też ludziom. Wszystkie rzeczy są ze sobą wzajemnie powiązane.

Musicie uczyć swoje dzieci, że ziemia pod waszymi stopami jest prochem naszych praojców. Aby szanowały kraj, opowiadajcie im, iż ziemia ta jest przebogata w różne pokrewne nam żywe istoty. Uczcie wasze dzieci tego, czego my uczymy nasze: ziemia jest naszą matką. Co spotyka ziemię, spotyka także synów tej ziemi. Jeżeli ludzie plują na ziemię, opluwają samych siebie. Jedno wiemy. Ziemia nie jest własnością człowieka, to człowiek należy do ziemi - to wiemy. Wszystko jest ze sobą złączone jak krew, która wiąże jedna rodzinę. Wszystko jest złączone.

Co się przydarzy ziemi, przydarzy się także synom tej ziemi. To nie człowiek przędzie tkaninę życia, on jest w niej tylko małą nitką. Cokolwiek uczyni tkaninie, uczyni samemu sobie.

Przemyślimy jednak waszą propozycję kupna naszego kraju i zamieszkania w rezerwacie. Będziemy żyli na uboczu i w spokoju. Nieważne, gdzie spędzimy resztę naszych dni. Nasze dzieci widziały swoich ojców upokorzonych i zwyciężonych. Nasi wojownicy zostali zhańbieni. Pokonani spędzają czas bezczynnie, zatruwając swe ciała słodkim jadłem i mocnym trunkiem. Nieważne gdzie spędzimy resztę dni naszych. Nie zostało ich zresztą zbyt wiele. Jeszcze parę godzin, parę zim - a z wielkich plemion, które niegdyś zamieszkiwały ten kraj albo włóczą się teraz w małych grupkach po lasach, nie pozostanie ani jedno dziecko, które by opłakiwało groby narodu, który był kiedyś tak potężny i tak pełen nadziei, jak wasz dzisiaj. Ale dlaczego mam opłakiwać upadek mojego narodu ? Narody składają się z ludzi, nie z czego innego. A ludzie przychodzą i odchodzą - jak fala na morzu. Nawet sam Biały Człowiek, którego Bóg z nim wędruje i rozmawia jak przyjaciel z przyjacielem, nie uniknie tego wspólnego przeznaczenia. Być może jesteśmy jednak braćmi. Zobaczymy ! Jedno jednak wiemy - a co Biały Człowiek odkryje może dopiero pewnego jutra - nasz Bóg jest tym samym Bogiem. Może myślicie, że Go posiadacie na własność - jak dążycie do posiadania naszego kraju - ale tego nie jesteście w stanie uczynić. On jest Bogiem ludzi - i to w takiej samej mierze Czerwonych jak i Białych. Ten kraj jest Mu bardzo drogi - i zranić tę ziemię znaczy zbezcześcić jej Stwórcę. Także Biali przeminą, może jeszcze szybciej niż wszystkie inne plemiona.

Ale wy będziecie świecić w swoim upadku - zapaleni mocą Boga, który was wprowadził do tego kraju i dał wam panowanie nad tą ziemią i Czerwonym Człowiekiem. To przeznaczenie jest dla nas zagadką, ponieważ nie rozumiemy wybicia wszystkich bawołów, oswojenia wszystkich dzikich koni, zamienienia przytulnych zakątków w zaludnione, smrodliwe i duszne, ani ośmieszenia przez mówiące druty widoku dostojnych wzgórz.

Gdzie ostał się gąszcz ? Zniknął. Gdzie jest orzeł ? Zniknął. Cóż oznacza pożegnanie się z rączym koniem ? Oznacza koniec życia i początek wegetacji. Przemyślimy waszą propozycję. Jeżeli ją przyjmiemy, to tylko dlatego, aby zabezpieczyć obiecany przez was rezerwat. Być może będziemy tam mogli przeżyć nasze krótkie dni na swój sposób. Kiedy wycofa się z tej ziemi ostatni Czerwony Człowiek i jego pamięć będzie tylko cieniem chmury ponad preriami, to i tak duch moich ojców będzie wciąż żywy: w tych lasach i nad tymi brzegami. Bo oni kochali tę ziemię jak nowo narodzony kocha puls serca swojej matki. Jeżeli sprzedamy wam nasz kraj, kochajcie go, jak myśmy go kochali, troszcząc się o niego, jak myśmy się troszczyli, zachowajcie wspomnienie takiego kraju, jakim go otrzymujecie. I ze wszystkich sił, z całego serca i ducha zachowajcie go dla swoich dzieci i kochajcie go jak Bóg nas wszystkich kocha.

Bowiem wiemy: nasz Bóg jest tym samym Bogiem. Ta ziemia jest mu święta. Nawet Biały nie może uniknąć wspólnego przeznaczenia. Możemy być braćmi. Zobaczymy.

20 grudnia, 2006


















Erich Maria Remarque.

Człowiek nazywany "wojującym pacyfistą".

Autor urokliwych listów do Marleny Dietrich.

Autor najsłynniejszej powieści wojennej "Na Zachodzie bez zmian" (Im Westen nichts Neues).

Autor "Trzech towarzyszy" (Drei Kameraden) - książki, która zmieniła moje życie.

Autor wielu innych książek, na jakis sposób dotyczących wojny, dziejących się w jej trakcie, zaraz po niej, lub tuż przed jej wybuchem:
Wróg (Der Feind), zbiór opowiadań

Droga powrotna (Der Weg zuruck),

Kochaj blizniego (Liebe Deinen Nachsten)

Łuk Triumfalny (Arc de Tromphe)

Iskra życia (Der Funke Lieben)
Czas życia i czas śmierci (Zeit zu leben und Zeit zu sterben)
Czarny obelisk (Der schwarze Obelisk)

Nim nadejdzie lato (Der Himmel kennt keine Gunstlinge)

Noc w Lizbonie (Die Nacht von Lissabon)

Cienie w raju (Schatten im Paradies)


Tematem na dziś będzie umieszczenie tu fragmentów, zwykle pojedynczych zdań z tych książek.

Przyjrzyjmy się naszym poplątanym, rozproszonym instynktom. Uważamy, że to rozum.
Samotność- odwieczny refren życia.
Wszystko co można dostać za pieniądze jest tanie.

Nawet we dwoje można zamarznąć na śmierć.

W życiu zwycięża tylko głupi; mądry widzi przed sobą zbyt wiele trudności i traci pewność siebie, zanim zacznie działać.

Niech pan nie lekceważy mądrości Kościoła. Kościół to jedyna dyktatura, jaka od dwóch tysięcy lat nie została obalona.

I tylko w jednym różnicie się od Boga - Bóg wie wszystko, a wy wszystko wiecie lepiej.
Życie jest chorobą, a śmierć zaczyna się już w chwili urodzenia. Każde odetchnięcie, każde uderzenie serca jest odrobiną śmierci. Krokiem ku unicestwieniu.

Im mniej człowiek wie, tym łatwiej mu żyć. Wiedza daje mu wolność, ale unieszczęśliwia.

Trzymam w ręku swoje życie jak kieliszek napełniony winem, które w nim nie pozostanie, gdyż skwaśniałoby, zamieniłoby się w ocean umarłej namiętności.
Gdyby wszyscy byli szczęśliwi, nie potrzebowano by Boga.

Najlepszym środkiem przeciw prawu jest bezczelność.
Pewność nie boli. Boli to co przedtem i to co potem.

Współczucie jest najbardziej nieużytecznym artykułem na świecie. Jest to odwrotna strona satysfakcji z czyjegoś nieszczęścia.

Boimy się wielkich słów w miłości, a lubimy je w polityce.

Hiena zawsze pozostanie hieną. Człowiek jest o wiele bardziej skomplikowany.

Żal drąży duszę gruntowniej niż kwas solny.
Miłość- odwieczny cud. Potrafi przerzucić tęczę snów ponad szarym niebem faktów.

Boimy się wielkich słów. Tak strasznie często służyły kłamstwu.

Rzeczy cudowne w naszym życiu nigdy nie posiadają tej pełni, jaką uzyskują we wspomnieniu - szczęście, jeżeli umrze, nie może się przecież zmienić, nie wywołuje rozczarowania. Pozostaje zachowując swój pełny kształt.

Jeżeli ktoś się poświęca, niech się potem nie dziwi, że do niego strzelają.

Cóż wymaga mniej pożywki, niż nadzieja?

Bez miłości jest się właściwie trupem na urlopie.
Życie wydaje się kochać paradoksy - kiedy człowiek sądzi, że jest zupełnie bezpieczny, wtedy jest zawsze śmieszny i w każdej chwili grozi mu wypadek - ale kiedy wie, że jest stracony, życie zasypuje go prezentami. Nie trzeba wcale o to zabiegać - chodzi za człowiekiem jak pies.
Kiedy obok ciebie ktoś umiera - ty tego nie czujesz. To jest nieszczęście świata. Litość nie jest cierpieniem. Litość jest skrytym zadowoleniem z cierpienia innych. Uczuciem ulgi, że to nie nas spotyka ani kogoś nam drogiego.

Czego nie można dostać, wydaje się zawsze lepsze niż to, co się ma. Na tym polega romantyka i idiotyzm ludzkiego życia.

Uczciwy idealista dąży do forsy. Pieniądze to wytłoczona w monecie wolność. A wolność to życie.

Moralność jest wynalazkiem człowieka, a nie konsekwencją życia.
Ileż niedoli mogą zawierać takie dwie małe plamki, tak małe, że można je zakryć kciukiem, oczy ludzkie.

Człowiek jest wielki w rzeczach krańcowych: w sztuce, w miłości, w głupocie, w nienawiści, w egoizmie, a nawet w ofiarności - ale światu najbardziej brak przeciętnej dobroci.

19 grudnia, 2006

Z internetu można pozyskać tak wiele ciekawych informacji. Dzisiaj dowiedziałam się na przykład, że Heath Ledger potrafi się uśmiechać. To było dla mnie niesamowite odkrycie.





18 grudnia, 2006

Kilka migawek z weekendu.

Po pierwsze:
Po drugie:
Po trzecie:
Po czwarte i piąte:

Początek budowania światecznej atmosfery.

Betlejem Polskie.
Słowa: Stanisław Skonieczny
Muzyka: Zbigniew Preisner

Dolina zwierząt ciemna tak że giną drzewa
A cisza jest jak okna dalekiego blask
Czai się w niej zagłady ognista ulewa
Księżyc dzwoni za chmurą jak nad grobem kask

Gubi się tu milczenie po omacku rąk
Oddychać ustom trzeba żeby nie umarły
Ta noc jest jak zamknięty szczelnie grochu strąk
Do którego promienie słońca nie dotarły

I śpiewają ten mroźny kolędowy czas
A rzeka stoi w miejscu groźna w lód zakuta
I niesie się biała wigilijna nuta
Przez doły ciała pełne w którym oddech zgasł

Każe mi me milczenie nie dobywać słowa
Z płuc moich z gardła mego z niespokojnych snów
I toczy się tak ziemia jak odcięta głowa
A nad nią słychać szelest żerujących słów

Nauczeni przyzywać Boga po imieniu
Zapomnieli swego gdy naszła ich śmierć
Wśród śnieżycy dreptają w niepewnym płomieniu
Betlejemskiej gwiazdy nadzianej na żerdź

I śpiewają ten mroźny kolędowy czas
A rzeka stoi w miejscu groźna w lód zakuta
I niesie się biała wigilijna nuta
Przez doły ciała pełne w którym oddech zgasł

14 grudnia, 2006

WSZYSTKIE CHWYTY DOZWOLONE Anna Świrszczyńska

Chwytam się różnych rzeczy,
śniegu, drzew, niepotrzebnych telefonów,
czułości dziecka, wyjazdów,
wierszy Różewicza,
snu, jabłek, porannej gimnastyki,
rozmów o błogich własnościach witamin,
wystaw awangardowej sztuki,
spacerów na kopiec Kościuszki, polityki,
muzyki Pendereckiego,
żywiołowych katastrof w obcych krajach,
rozkoszy moralności i rozkoszy niemoralności,
plotek, zimnego tuszu, zagranicznych żurnali,
nauki włoskiego języka,
sympatii dla psów, kalendarza.

Chwytam się wszystkiego,
żeby się nie zapaść
w przepaść.

13 grudnia, 2006

Z technologii łez- Zbigniew Herbert

W obecnym stanie wiedzy tylko łzy fałszywe nadają się do obróbki i dalszej produkcji. Łzy prawdziwe są gorące, wskutek czego bardzo trudno oddzielić je od twarzy. Po doprowadzeniu do stanu stałego okazało się, że są bardzo kruche. Nad problemem eksploatacji łez prawdziwych głowią się technolodzy.


Łzy fałszywe przed mrożeniem poddaje się zabiegowi destylacji, gdyż z natury są mętne i doprowadza się je do stanu, w którym pod względem czystości nie ustępują prawie łzom prawdziwym. Są bardzo twarde, bardzo trwałe i nadają się nie tylko do ozdób, ale także do krajania szkła.

11 grudnia, 2006

Coś irlandzkiego i anonimowego, w tłumaczeniu Ernesta Brylla i Małgorzaty Goraj.

Burza doliny rozrywa
Zima gna hałaśliwa
Ciska oszczepem świetlistym
Ponad przypływem pienistym.

Gdy wieją wiatrowie wschodni
Ocean się pasie łagodny
W sen się układa głęboki
Odpływa w ciche zatoki

Gdy wieją wiatrowie z północy
Morze się dźwiga w swej mocy
I jak pies goni warczące
Daleko, na świata końce

Gdy wieją wiatrowie z zachodu
To fala musi wędrować
Gdzie słońca drzewo czerwone
W ocean jest zanurzone

Gdy wieją z południa wiatrowie
Morze obraca się w sobie
Mielizny Skiddu zamąca
O szczyt Calandetu potrąca
I bije Limerick jak gromem
Po ustach szarozielonych

Ocean dźwiga sie w brzegach
Fala jak potop wylewa
Okręty nie wieją żaglami
Za trudna droga to dla nich

Przeciwko fali głębokiej
Bronia się jeszcze zatoki
Lecz zima od brzegów szkockich
Gna morze oszczepem mrocznym

08 grudnia, 2006

Czasami wydaje nam się, że mieszka w nas dwóch różnych ludzi. Jeden, który wszystko doskonale czyni i tego człowieka prezentujemy światu. Jest też i ten drugi, którego się wstydzimy, i tego ukrywamy. W każdym człowieku istnieje coś takiego jak wewnętrzny dysonans i niespójność. Każdy chciałby być dobry, a jedynie dokonuje czynów, których sam często nie rozumie.
Dlaczego tak jest? Dlatego, że człowiek nie jest Bogiem, nie jest też aniołem, ani jakąś nadistotą, a jedynie małym pielgrzymem w długiej, dalekiej drodze swojego życia. Własne słabości czynią go wyrozumiałym i łagodnym w stosunku do innych. Ktoś, kto jest bezkrytyczny wobec samego siebie, będzie twardy i niezdolny wczuć się w innych. Nie będzie umiał nikogo pocieszyć, dodać odwagi i wybaczyć. Szczęście i przyjaźń tkwią tam, gdzie ludzie są wrażliwi, łagodni i delikatni w słowach, i wzajemnych kontaktach.

(Phil Bosmans)

07 grudnia, 2006

Tym razem "Krakowski spleen" Maanamu...

chmury wiszą nad miastem, ciemno i wstać nie mogę
naciągam głębiej kołdrę, znikam, kulę się w sobie
powietrze lepkie i gęste, wilgoć osiada na twarzach
ptak smętnie siedzi na drzewie, leniwie pióra wygładza

poranek przechodzi w południe, bezwładnie mijają godziny
czasem zabrzęczy mucha w sidłach pajęczyny
a słońce wysoko, wysoko świeci pilotom w oczy
ogrzewa niestrudzenie zimne niebieskie przestrzenie

czekam na wiatr, co rozgoni
ciemne skłębione zasłony
stanę wtedy naraz
ze słońcem twarzą w twarz

ulice mgłami spowite, toną w ślepych kałużach
przez okno patrzę znużona, z tęsknotą myślę o burzy
a słońce wysoko, wysoko świeci pilotom w oczy
ogrzewa niestrudzenie zimne niebieskie przestrzenie

czekam na wiatr, co rozgoni
ciemne skłębione zasłony
stanę wtedy naraz
ze słońcem twarzą w twarz

04 grudnia, 2006

Wyjątek od reguły i czystej wody sentymentalizm.
Ze specjalną dedykacją dla mojej lepszej połowy.


Czy wiesz, jaka jest miłość?

To jakby mżył najdrobniejszy deszcz,

W którym idziesz i nie wiesz, że pada,

A potem czujesz, żeś przemókł do samego serca.

Taka jest miłość.


(z poezji ludowej Kurdów)


03 grudnia, 2006

Dzisiaj także Renata Przemyk. Tym razem "Blizna".

Jeśli nosisz w sobie ból
Nie pomogą ci
Utlenionej wody smak

I gencjany łyk

Bliznę masz
Pomimo że zaleczył ranę lekarz czas

I choćbyś bardzo chciał
Za żadną cenę nie pozbędziesz się jej sam

Bo ona będzie tkwić

Gdzieś w twojej głowie aż do końca ziemskich dni
I z tobą zniknie lecz

Na twardej ziemi pozostaniesz blizną ty

Gołym okiem nie ma szans
Poznać ile masz

Szwów wrośniętych w ciebie jak

Morze wrosło w piach
Szumisz nad cierpieniem swym

Falą bijesz ląd

Silny będziesz tylko gdy

Pójdziesz raz na dno